Foto: arch. pryw. |
Tak, to moje i osobiste. Sporo się nauczyłam przez ostatnie lata o Świętach. Wystarczyło przestać słuchać, jakie i czym mają ONE być.
To nie będą święta Świętego Porządku. To nie będą święta Świętego Konsumpcjonizmu.
Moje święta już od kilku lat nie przypominają tego, z czym wielu się kojarzą: zakupami, gotowaniem, prezentami i dekorowaniem przestrzeni wokół. Odhaczaniem kolejnych punktów na długiej liście zadań. W pewnym momencie coś we mnie powiedziało: dość. Coś pękło. Nie miałam siły, zaczęłam odpuszczać. (Ślad tego w wirtualnej przestrzeni, taki nieśmiały, zostawiłam tutaj.)
Marzyłam o ciszy i spokoju, spotkaniu w kameralnym gronie – ludzi, którzy się słuchają. I o stole, który nie ugina się od nadmiaru jedzenia.
Długo walczyły ze sobą te dwa wewnętrzne byty: powinność wobec tradycji, i moja własna duchowość.
Wydaje się, że ta druga wygrała. Jednak brak poczucia winy, że nie biorę udziału w tym maratonie przedświątecznych przygotowań, przyszedł znacznie później.
I oto znów kończy się Adwent. Piękny czas oczekiwania, i poranków rozjaśnionych światłem roratnich świec.
W moim domu Bóg urodzi się pomimo brudnych okien, lodówki niewypełnionej samodzielnie upichconymi potrawami, wśród rzeczy, których nie zdążyłam uprzątnąć.
Dzieciątko Jezus urodzi się po raz kolejny, i na nowo.
Totalnie bez magii. To będą Święta Nowego Początku.
0 comments
Prześlij komentarz