sobota, 23 maja 2015
O niezmąconym dążeniu do celu, czyli jak robiłam kopytka
Zaczęło się od kopytek, które chciałam zrobić. I to nie raz. No i wychodzi na to, że sporo tu mówię o sobie, ba!, może nawet trochę się chwalę. Zapewniam Was jednak, że umiem też mówić i o swoich porażkach. Początkowo planowałam zacząć ten wpis od słów: Jak lepiłam pierogi; w końcu pierogi są większym niż kopytka wyczynem sztuki kulinarnej. Brzmiałoby nieco chełpliwie, ale to w końcu lepiej dla wizerunku autora (czytaj: autorki), prawda?! Któż z nas lubi opowiadać o tym, że coś mu nie wychodzi… Zwłaszcza w kuchni, którą – i prywatnie, i publicznie – tak lubimy się dziś bawić. Uznałam jednak, że będę się ściśle trzymać faktów.
wtorek, 12 maja 2015
O życzeniach, na które warto poczekać, czyli mój pierwszy Dzień Matki
Mama, matka, mamusia – ileż romantycznych przekonań ukrytych jest w tym słowie. I jak bardzo kobietę, która dała nam życie, chcemy widzieć tylko jako osobę „dobrą”, mam na myśli: bez tych ciemnych stron. Weryfikuję to od dawna i przyznam, moje serce wyrywa się nieraz do górnolotnych stwierdzeń. Z kolei wielość perspektyw, które odkrywam wraz z doświadczeniem własnego macierzyństwa, czasem mnie przytłacza i póki co nie jest to spójny obraz. Zbliża się Dzień Matki. To jeszcze, wydawałoby się, tyle dni, a za chwilę będzie można powiedzieć: To już. Jakaś niejasna myśl błąka mi się po głowie i chciałabym coś o tym napisać. Zaczynam jednak od ilustracji. Po wpisaniu słowa kluczowego: Mother , w jednym z serwisów ze zdjęciami – przeglądam obrazki. I myślę sobie: Oj, nie chciałabym, by wyszło tak laurkowo. Bo co widzę? Tu kaczuszki – jedna duża, druga mała; dalej – w podobnej konfiguracji – kociaki, małpki, żyrafy, sarenki, i jeszcze inne zwierzęta; jest oczywiście pani z brzuchem bądź wózk
piątek, 8 maja 2015
O tym, że często mylimy, kto i co myśli, i jakie z tego wnioski
Nie trzeba wikłać w to psychologii. Ale można. Próba zrozumienia naszych zachowań może być fascynującą przygodą, zapewniam. Mnie na przykład pozwala na większy dystans. Moja córka lubi siedzieć w oknie. No może nie lubi – bo tego w istocie nie wiem, ale dość często jej się to zdarza. Nie, to nie będzie opowieść zakochanej mamusi, która świata nie widzi poza własnym dzieckiem. Dla uściślenia dodam jeszcze, że chodzi o okno balkonowe.