Foto: arch. pryw. |
Nie dzielę świata na lepszy i gorszy. Nie dzielę świata na kobiet i mężczyzn. Ale jedna książka wystarczyła, bym nabrała pewności, że grą wartą świeczki jest inwestycja w edukację właśnie tych pierwszych. Dlaczego?
Spośród przeczytanych książek, „Trzy filiżanki herbaty” zapadły mi w pamięć szczególnie. Nie dlatego, że jestem pasjonatką herbaty i wypijam jej dużo, i to różnych rodzajów. Nie dlatego też, że w książce pełno jest opisów gór: górskich szlaków i krajobrazów, życia, a właściwie trudu życia w górach – które nad wyraz lubię, i które wywołują we mnie niezwykłe wzruszenie. Lektura pozwoliła mi oderwać się na chwilę od ciasnego świata ludzi skupionych na technologii, którą wówczas zajmowałam się zawodowo. A to dzięki jednemu zdaniu. „Zdałem sobie sprawę, że jeśli chcemy wygrać wojnę z terroryzmem tylko dzięki technologii, to musimy się jeszcze wiele nauczyć” – mówi Amerykanin Greg Mortenson, współautor książki i jej główny bohater, z zawodu pielęgniarz, z zamiłowania himalaista, pełniący dziś funkcję dyrektora Instytutu Azji Centralnej.
Moje spojrzenie na tę książkę jest zapewne inne niż większości osób, które podejmowały się już jej recenzji i publicznie dzieliły swoimi przemyśleniami. Nie będę skupiać się na spłyceniu wątków polityczno-historycznych, analizie opisów, które z kunsztem pisarskim niewiele mają wspólnego czy dociekaniu, które z przygód głównego bohatera są prawdziwe, a które nie. W skrócie: „Trzy filiżanki herbaty” to opowieść o człowieku, który po nieudanej wyprawie na K2 w 1993 roku, zapuścił się w rejon gór Karakorum, gdzie trafił do wioski o nazwie Korphe. Jej mieszkańcom, dotkniętym biedą, niemającym dostępu do edukacji, a co za tym idzie – perspektyw na przyszłość, obiecał budowę szkoły. W ciągu dekady, mimo początkowych trudności i przeciwieństw, w Pakistanie i Afganistanie takich szkół zbudował ponad 50.
Chcąc scharakteryzować książkę, można też powtórzyć za samym Mortensonem: „To opowieść o człowieku, który budując szkoły, dba o pokój na świecie”. Dlaczego? Bo w szkołach, które powstały, uczą się przede wszystkim dziewczynki… Inwestycja okazała się strzałem w dziesiątkę, gdyż – jak wielokrotnie dowiodło życie – to kobiety zostają później w wioskach, wychowują dzieci i dbają o sprawy codzienne, a efektem jest poprawa życia całej społeczności.
Pamiętam, że „Trzy filiżanki herbaty” wyrwały mnie nieomal z letargu, unaoczniając, że poza technologią, światem jej nowinek i ludzi pazernych na pieniądze, które dzięki temu zarabiają – istnieje inne życie, inna bajka. Tak, rozumiem, że celem każdego przedsiębiorcy jest pomnażanie swoich zysków i majątku, to oczywiste. Ale w myślach i działaniach bohaterów należących do mojej bajki jest jeszcze miejsce na wrażliwość i chęć pomocy drugiemu człowiekowi. Postać Grega Mortensona, z jego determinacją, by walczyć o ideały, trafiła zatem na podatny grunt.
W Pakistanie, by zrobić interes, pijemy trzy filiżanki herbaty: przy pierwszej jesteś obcym, przy drugiej stajesz się przyjacielem, a przy trzeciej wchodzisz do rodziny, a dla rodziny jesteśmy gotowi zrobić wszystko – nawet umrzeć.
Książkę polecałabym przede wszystkim szefom i menadżerom. Bo to oni, w swoich CV czy wywiadach udzielanych mediom lubią chwalić się różnorakimi, osobliwymi nie raz zainteresowaniami. Nie okłamujmy się, podróże, poznawanie innych ludzi i kultur czy niekiedy nawet społeczna odpowiedzialność biznesu – to trochę takie hobby, jak sztuka dla sztuki. Czy służą czemuś poza sobą? Jeśli tak, to super. Poza czubkiem własnego nosa zdecydowanie warto widzieć coś więcej.(Haji Ali, Korphe)
Zdecydowanie wolę wodę mineralną.
OdpowiedzUsuńNo i OK, masz prawo! :-)
Usuń