Zmieniona rzeźba terenu, ścieki spływające prosto do morza, zaśmiecone plaże, wysypiska, brak wody, świecące pustkami hotele – w ten sposób nie myślimy o wyspach, na których spędzamy upragnione wakacje. A może warto.
Wyspy Kanaryjskie, Majorka, Tajlandia czy Wietnam to miejsca dobrze nam dziś znane. Wybieramy się w daleką podróż, właściwie nie przygotowując się na żadne niespodzianki: będą jednakowe hotele, plaże zastawione przez leżaki, kontynentalne menu i stragany pełne pamiątek dla turystów. Czy w ofertach all-inclusive jest coś więcej do odkrycia? Z drugiej strony, można się zastanawiać, jak wygląda prawdziwe życie osób mieszkających w tzw. egzotycznych krajach. My, czyli ludzie z zewnątrz, niewątpliwie postrzegamy je jako inne albo autentyczne, nieskażone cywilizacją, bo za tym w nużącej codzienności tęsknimy. Osobiście, śmiem wątpić, czy tak tam jest na co dzień.
W istocie wstrząsające może się wydać świadectwo Jeannie Dielemans, autorki książki „Witajcie w Raju”. W jej reportażach uderza opis spustoszeń środowiska naturalnego, dokonywanych przez ludzi z rozwiniętych krajów. To pewien paradoks, bo przecież podkreślamy rolę ochrony przyrody, dążymy do tego, by zmniejszyć ilość powstających odpadów i szczycimy się ideą recyklingu, a mało kto orientuje się, co zostawia po sobie wyjeżdżając z egzotycznej wyspy. I w ogóle, jak powstaje infrastruktura służąca turystom.
Może przykłady. Na Dominikanie gigantyczne hotele, należące w większości do Hiszpanów (w 2006 roku tylko jeden z 35 hoteli należał do Dominikańczyka), powstały przy użyciu przestarzałych technologii, bez porządnego systemu oczyszczania ścieków. Tak, to prawda, Punta Cana należy do najbardziej znanych regionów wypoczynkowych w tym państwie, ale nowe inwestycje doprowadziły do zniszczenia rafy koralowej. Na coś takiego Unia Europejska z pewnością nie wyraziłaby zgody. W dodatku, z lokalnych surowców do budowy obiektów wykorzystano tylko cement, piasek i kamienie. Bo podłogi, meble czy wyposażenie łazienek pochodzą z Hiszpanii. Zaskakujące jest również to, że w tutejszych miejscowościach, typu Maria Christina, po zmroku jest ciemno – gdyż brakuje oświetlenia. Ale nie sposób sobie wyobrazić, by przy świecach siedzieli turyści. Inny przykład. W Meksyku tuż przy hotelach, zwłaszcza tych pięciogwiazdkowych, budowane są pola golfowe. Pochłaniają one ogromnie ilości wody, a w celu utrzymania spryskuje się je chemikaliami. Do morza spływają więc same ścieki – bo trzeba pamiętać i o tych z okolicznych budynków oraz plaż. Jednak gorsze wydaje się to, że pola golfowe zakłada się w miejsce lasów mangrowych, będących siedliskiem wielu gatunków zagrożonych, małych organizmów, gadów, płazów, a nawet zimujących ptaków. Te tzw. wiecznie zielone lasy uznawane są za najbogatsze ekosystemy Ziemi, a ich znaczenie jest nie do przecenienia. Na Jukatanie działają one jak nerka – filtrują wodę, nie pozwalając na przedostawanie się zanieczyszczeń do morza i raf koralowych. Z drugiej strony, spowalniają fale i zmniejszają erozję, zapobiegają też wypłukiwaniu piasku podczas ulewnych deszczy lub pływów.
To, że krótkowzroczna wizja zarobku, towarzysząca rozwojowi przemysłu turystycznego, może się okazać ważniejsza od poszanowania środowiska naturalnego, w 2006 roku zauważył już Greenpeace. Skutki zniszczeń są udokumentowane, a relacje Jeannie Dielemans to niezaprzeczalnie tylko wierzchołek góry lodowej. Książkę, wbrew pozorom, warto przeczytać przed wyruszeniem w podróż. Zresztą, kto powiedział, że wypoczynek pod palmą, w swego rodzaju turystycznym getcie to jedyny sposób na spędzenie wczasów.
0 comments
Prześlij komentarz