Jestem dziennikarką i od lat siedzę w tzw. budowlance, czyli prasie branżowej. Nie chwaląc się, nauczyłam się sprawnie poruszać we wszelkich tematach technicznych, choć spotkania z językiem tej branży do łatwych czasem nie należą.
Właściwie chodzi o język marketingowców, pracujących dla firm z sektora budowlanego. Spróbowałam postawić się na ich miejscu. Bo przecież wysyłanie newsów branżowych czy informacji prasowych to nierzadko pierwszy krok w relacjach z mediami.
Tak, to jasne. Firma, którą reprezentujemy, wprowadza na rynek nowy produkt bądź jego modyfikację, albo uznała, że chciałaby o sobie przypomnieć otoczeniu, i naszym zadaniem jest poinformowanie o tym jak najszerszego grona dziennikarzy. Formułujemy informację prasową, wysyłamy i… czekamy na odzew. Dobrą zasadą jest używanie takiego języka, by samemu potem chciało się przeczytać tekst, bo przecież mamy z dziennikarzem wspólny cel – zainteresować czytelnika. A jak wychodzi w praktyce? Odnoszę wrażenie, że często nasz język jest kalką tego, co słyszymy w urzędach, miejscach o zinstytucjonalizowanym charakterze: bardziej oddziałuje na wolę czytelnika, mniej na jego emocje czy intelekt, jest bezosobowy. To, o czym mówię, to pewnie niuanse – ale one wpływają na rodzaj relacji, jaka wraz z przekazaniem danej informacji się wytwarza. O ile, rzecz jasna, wytworzy się w ogóle. Cóż, tak sobie myślę, że język, jakim się posługujemy, jest jak powietrze, którym oddychamy. A jeśli nie znamy żadnego innego, sądzimy, że ten właśnie jest jedynym normalnym czy możliwym.
Oprę się na przykładach sformułowań zaczerpniętych z informacji prasowych.
„Ogrodzenia ochronne, nazywane też ogrodzeniami bezpieczeństwa, spełniają dwie podstawowe funkcje”. I dalej te funkcje są wymieniane. Jako czytelnik czuję się tak, jakbym czytała podanie albo urzędowy biuletyn. A czemu nie napisać po prostu: jedną z głównych funkcji ogrodzeń ochronnych jest… ?
„Przygotowując się do remontu mieszkania lub budowy domu, wiele osób ma do wyboru dwie główne drogi zakupu okien”. A czemu: główne? No bo jeśli główne, to poza nimi powinny być też jakieś inne (i wówczas te dwie są rzeczywiście głównymi). Tymczasem w tekście nie ma o tym mowy. Dalej natomiast te „drogi” są wymieniane, znów – jak w podaniu albo innym formalnym dokumencie. Poza tym można odnieść wrażenie, że wybiera się drogę. Zamiast tego, proponowałabym nazwać rzecz po imieniu: dla osób przygotowujących się do remontu domu podstawowym sposobem zakupu okien jest to lub to…
„Maszyna wpływa na istotne zwiększenie bezpieczeństwa pracy”. Wow! A czemu po prostu go nie zwiększa?
„Ogrodzenia mogą mieć wysokość do 10 m”. Czemu: „do”, skoro jest to wysokość maksymalna? To oczywiste, że skoro ich wysokość maksymalna wynosi 10 m, może być też niższa. Mówiąc innymi słowy, ich wysokość osiąga 10 m. Słówko „do” jest zatem niepotrzebne. Ale, oczywiście, w sformułowaniu: wysokość od 5 do 10 m – „do” jest już niezbędne.
„Niebawem firma zacznie budować struktury handlowe na rynkach zagranicznych, opierając się na wysokojakościowych produktach”. Zapytałabym: struktury handlowe, czyli co konkretnie: nowe sklepy? sieć dilerską? Dla mnie jako czytelnika jest to nie do końca jasne. Poza tym, wysokojakościowe produkty – a nie może być po prostu: produkty o wysokiej jakości, albo o dobrej jakości. Choć to i tak przypomina chwalenie się. Tymczasem w komunikatach PR-owych nie ma miejsca na takie rzeczy – to miejsce na informację. O tym, że produkt (bądź firma) jest dobra lub nawet najlepsza, można powiedzieć jakoś tak subtelniej, między wierszami. Czytelnik czułby się z pewnością lepiej, gdyby do podobnego wniosku mógł dojść sam.
Przedsiębiorca mówi o początkach swojej działalności: „Wtedy nie było Internetu, nie było tak łatwo… Mój pierwszy tzw. służbowy telefon znajdował się w budce koło Urzędu Gminy, bo mało kto miał wtedy telefon stacjonarny, o komórce nie wspominając”.
Albo, o inwestycji: „Umowa była spisana z wykonawcą generalnym i zaakceptowana przez inwestora jako solidarnie odpowiedzialnego za płatność, a inwestorem jest Urząd Miasta i to on realizuje płatności”. To taka dziwna maniera pisania wszystkiego, co wydaje się ważne, dużą literą. Zwyczaj wziął się prawdopodobnie z krajów anglosaskich. W praktyce błąd powielany jest również w oficjalnych aktach prawnych, w których w istocie wielką literą powinno się pisać tylko pierwsze słowo. Oczywiście, z tym przyzwyczajeniem należy walczyć.
„Całościowe rozwiązania, z pełnymi zbiorami rozwiązań, wdrażają zarówno zasobne, rozwinięte firmy, jak i nowe, które dopiero zaczynają funkcjonować na rynku i chcą prześcignąć konkurencję szerszą paletą możliwości produkcyjnych”.
A może po prostu te nowe firmy mogą produkować więcej niż konkurencja. Chyba o to chodzi? Czy można bowiem konkurować paletą?!
„Ten wielofunkcyjny materiał posiada trzy obszary funkcyjne”. Mnie by wystarczyło, że produkt pełni trzy funkcje. „Obszary funkcyjne” to dość napuszony zwrot i nie wiem, czemu służy. Poza tym, nastąpiło tu dziwne pomieszanie. No bo albo materiał jest wielofunkcyjny, albo pełni tylko trzy funkcje.
„Tworząc przepisy (…), które wspierać mają przedsiębiorców, wzięto pod uwagę (lub nie) portfel polskiego odbiorcy końcowego”. Chyba chodzi o możliwości finansowe, zdolność do zakupów, bo portfela nie bierze się pod uwagę. To najpewniej skrót myślowy.
0 comments
Prześlij komentarz